niedziela, 13 marca 2011

Hong Kong, czyli konsylium masażystek.

Nudno w tym Hong Kongu, mógłby ktoś powiedzieć. Nie absolutnie nieeeee! No z pozoru mogłoby być nudnie i dość przewidywalnie. Lądujemy na jednym z największych lotnisk na świecie zbudowanym na morzu, wjeżdżamy do kraju bez wizy, odbieramy bagaż cały i bez oczekiwania, wymieniamy pieniądze, pan z obsługi lotniska informuje nas o tym jak dojechać do miasta i czym, przejeżdżamy szybką koleją do centrum a tam przy wyjściu kolejny pan pyta się do jakiego hotel (o tym potym) i kłaniając się w pan ładuje nasze bagaże do dużego autobusu, w którym jedziemy tylko z jednym pasażerem. No niby nic takiego, ale dlaczego u nas nikt nie jest w stanie tak zorganizować turystyki, lotniska, transport? Dojechaliśmy do naszego hotelu. Tym razem kilka dni przed przyjazdem do Hong Kongu skorzystaliśmy z rad doświadczonych podróżników i zamiast mieszkać w dużym sieciowym hotelu na wyspie Hong Kong wybraliśmy mały hostel w samym centrum Kowloon, zwanym prawdziwym Hong Kongiem. Całe szczęście, że na Google street zobaczyliśmy wcześniej jak znaleźć wejście do niego, bo chyba bez tego nie udałoby nam się zlokalizować wejścia do niego między sklepem ze sprzętem Panasonica a tzw. spożywczym z suchym mięsem. Kolory tak wielkiego miasta poznamy od podszewki. Już się zorientowaliśmy, że mieszkanie w takim centrum ma niesamowite zalety. Właściwie 3 minuty od nas jest wszystko co mamy w planach zobaczyć w tej części Hong Kongu! Pokój w hostelu wygląda intersująca. Niektórzy mogliby nazwać wystrój dizajnerskim. To nie tylko ciekawe 2 zegary zrobione z elementów z samochodów, łodzi rybackich lub też z maszyn rolniczych. O stylu pokoju świadczy także wbudowana w te 7 metrów szklana łazienka. Na Dniach Diznajnu w Gdyni pokój nas zdobyłby Grand Prix w kategorii funkcjonalność i szyk! Jest czadowo. Mam nadzieję, że damy radę na powierzchni nie większej niż 7 metrów kwadratowych. Pozostałe 8 pokoi wygląda podobnie.
Zaliczyliśmy już pierwsze wyjście na miasto, bo zawsze ważne jest aby się zorientować w podstawowych sprawach. Na razie lekko spróbowaliśmy lokalnego jedzenia, mamy nadzieję, że będzie lepiej. Najbardziej zachwyciły nas szaszłyczki robione z różnych zwierząt…ale nie spróbowaliśmy grillowanych flaczków. Okazało się także, że słodycze tutaj nie są takie słodkie. To dobrze, bo może tez tak nie tuczą.
Czym byłby wyjazd do Azji bez refleksologii. Można by powiedzieć, że niczym. Plan na dzisiaj został wykonany. Godzinny masaż zaliczony, ale nie obyło się bez komplikacji. W dwóch miejscach nie chciano z nami negocjować, a jak w trzecim wynegocjowaliśmy, to panie z wybranego przez nas „gabinetu” zostały zabite wzrokiem przez pozostałe masażystki. Mam nawet wrażenie, że nie odbyło się bez słownej przepychanki i dyskusji na temat psucia rynku. Kilka słów, które pamiętaliśmy z Chin otworzyły możliwość dyskusji, ale też panie stwierdziły, że to nie są Chiny i u nich jest drożej. Już byliśmy w windzie, z której wyciągnęły nas na siłę dwie panie o wyglądzie nie do końca zbliżonym do wyglądu Marilyn Monroe i Brigitte Bardot. Z windy, bo tutaj w Hong Kongu wszystko jest na piętrze. Kawałek ziemi jest tak drogi, że nie ma się czemu dziwić. Po krótkiej wymianie grzeczności, czyli zapytaniu skąd jesteśmy i gdzie nauczyliśmy się po chińsku, zebrało się konsylium. Konsylium 4 osobowe, które oglądało nasze nogi. Do końca nie byliśmy świadomi tego o czym rozmawiano, ale ogólnie stwierdzono, że mamy chude nóżki i będzie miło nas pomasować. Nie wiem tylko dlaczego trzy panie po kolei ogadały moje nogi, no ale pewnie była tego jakaś głęboka przyczyna. Masaż było boski! Jak zwykle. Mnie udało się nawet lekko przysnąć. Może to nawet i dobrze, bo widzę, że w naszym dizajnerskim hotelu zapomniano o postawieniu właściwych ścian i właśnie teraz wszyscy dokonują ablucji, podsumowania dnia i także planują następne dni. Może nawet skorzystalibyśmy z tego, gdyby nie fakt, że sąsiedzi z 3 stron i z góry (inny hostel) rozmawiają w językach nam nieznanych.

1 komentarz:

  1. To pozdrówcie wszystkich, których spotkałem tam 4 lata temu! Hostele w centrum rzeczywiście czadowo-małe... http://gremlingroup.pl/foto/chiny_2007/imagepages/image841.html
    Irek

    OdpowiedzUsuń